środa, 6 czerwca 2018

Epilog

Pekin, 06.02.2022 r.

Gdzie ty nas ciągniesz, Wanki? – Zapytałem trzymając moją żonę za rękę. – Za parę godzin rozpoczyna się konkurs na normalnej skoczni, a dobrze wiesz, że bronię tytułu! – Krzyknąłem, ale przyjaciel nie zwracał na mnie uwagi. – Co może być ważniejsze od tego? – Prychnąłem pod nosem szukając wsparcia Alex, ale ona jedynie pokręciła głową kompletnie mnie ignorując. – Dzięki wielkie żoneczko!
Andi, nie zachowuj się, jak dziecko! – Zbeształa mnie. – Widocznie Wanki ma jakąś ważną sprawę...
Ja zachowuję się, jak dziecko? Ja?! – Spojrzałem na nią oburzony. – Gdybyśmy zabrali ze sobą Charlotte, Ilse oraz Lukasa byłoby znacznie gorzej!
Nie mieszaj do tego naszych uroczych dzieci! – Oburzyła się. – To, że tobie zachciało się za jednym razem wystrzelić trzy celne pociski nie oznacza, że... – Mówiłaby dalej, gdybym nie uciszył jej gestem ręki. – Co zrobiłeś przed chwilą? – Zmrużyła wściekle oczy po czym podążyła za moim spojrzeniem. Z szoku zachwiała się w miejscu.
Zaskoczni, prawda?! – Krzyknął Wanki, gdy znaleźliśmy się pod Kołami Olimpijskimi. Gdy spytałem go wcześniej, dlaczego włożył na siebie garnitur zbył mnie, ale teraz wszystko stało się jasne. Obok niego, w białej sukni ślubnej stała Daniela promieniejąca szczęściem. Oczywiście była również cała nasza drużyna. – Podejdźcie bliżej, jesteście naszymi świadkami!
Ślub pod Kołami Olimpijskimi na parę godzin przed rozpoczęciem pierwszego konkursu indywidualnego? Na taki pomysł mógł wpaść tylko mój chory i pokręcony przyjaciel...

Zhangjiakou, 06.02.2022 r.

Podskakiwałam nerwowo za barierkami oddzielającymi mnie od skoczni. Obok mnie stali świeżo upieczeni małżonkowie z szerokimi uśmiechami na twarzach. Swoją drogą myślałam, że nigdy nie zdecydują się na ten krok! Od ich zaręczyn minęły dwa lata i nic nie wskazywało na to, aby coś miało się zmienić, ale jednak... Życie lubi zaskakiwać! W przyszłym miesiącu ich mały Matthias będzie obchodził trzecie urodziny. A w brzuszku Danieli zadomowiła się ich córeczka... Wzruszona odwróciłam od nich wzrok koncentrując uwagę na Andim, który po pierwszej serii zajmował drugą lokatę. A do swojego serdecznego kolegi z Norwegii tracił bardzo niewiele... Wiedziałam, że nasze urocze półtoraroczne trojaczki śledziły zmagania ukochanego tatusia w towarzystwie babć niewiele z tego rozumiejąc. Uśmiechnęłam się pod nosem do swoich myśli obserwując skoczków oddających swoje próby. Nasze życie było szalone, ale nie zamieniłabym go na żadne inne. Cztery lata temu dopingowałam Andiego w Korei. Wtedy był tylko i aż moim przyjacielem, a teraz... Ściskam za niego kciuki w Chinach jako jego żona i mama jego dzieci. Chyba odleciałam myślami gdzieś daleko, bo poczułam, jak Wanki szturcha mnie z całej siły. Odpowiedziałam mu tym samym i z ciężko bijącym sercem spojrzałam na Andiego szykującego się do oddania skoku. Po krótkiej chwili był już w powietrzu... Nic się nie zmieniło. Obserwowałam jego nienaganną sylwetkę w locie, a sekundę później podziwiałam nienaganny telemark. Wyszedł na prowadzenie! To już pewne, będzie miał na swoim koncie kolejny olimpijski medal! Kątem oka widziałam, jak zbierają się przy nim koledzy z drużyny. Znajoma sceneria... Po paru minutach wszystko stało się jasne. Daniel Andre Tande wylądował równie daleko, jednak nieznacznie zachwiał się przy wykonywaniu telemarku. Obok jego nazwiska pojawiła się dwójka, co oznaczało jedno...
ANDI JEST MISTRZEEEEEEEEEEEM OLIMPIJSKIM!!! – Wydarł się Wanki zalewając się łzami. Nie do końca wiedziałam, co się wokół mnie dzieje. – ALEX!!! – Krzyknął mi do ucha i przytulił nas z Danielą do siebie. Ponad jego ramieniem zobaczyłam zmierzającego ku nam Andiego, więc szybko wyswobodziłam się z ramion przyjaciela i z impetem rzuciłam się na swojego męża. Płakał. I po chwili ja również płakałam, gdy w końcu dotarło do mnie to, co się stało. Andi obronił tytuł.
Andi... – Zaczęłam, ale uciszył mnie delikatnym pocałunkiem.
Nic nie mów... Słowa są zbędne w takiej chwili – Oznajmił scałowywując moje łzy.
Jestem z ciebie dumna. Cholernie dumna – Wyszeptałam wzruszona. Przytaknął po czym w biegu przyjął gratulacje od państwa Wank i udał się na dekorację kwiatową. Andreas Wellinger. Pięć olimpijskich medali, w tym trzy z najcenniejszego kruszcu. A to dopiero początek tych Igrzysk...

Planica, 27.03.2022 r.

Ze wzruszeniem obserwowałam, jak mój mąż odbiera drugą w swojej karierze Kryształową Kulę. Nie było na niego mocnych w tym sezonie. Do indywidualnego złotego medalu na Igrzyskach dorzucił jeszcze brąz w drużynie. Skakanie nadal sprawiało mu niesamowitą frajdę i ani myślał, żeby kończyć swoją przygodę ze skokami. Już ja bym mu dała! Kiedy rozbrzmiał nasz hymn narodowy łzy spłynęły po moich policzkach. Obok mnie stał oczywiście niezawodny Wanki, który nabijał się ze mnie. Posłałam mu mordercze spojrzenie, bo sam pociągał nosem.
No, co? Ja mam alergię, to ty płaczesz, jak wariatka! – Parsknął.
Masz alergię? W marcu? – Prychnęłam, a Daniela zaśmiała się w głos. Wanki spojrzał na mnie oburzony. Chwycił synka za rękę i oddalił się ode mnie. – Wróci za pięć sekund, słowo daję – Mruknęłam mocniej obejmując Ilse, która niespokojnie wierzgała nóżkami. Jak Boga kocham energię zdecydowanie odziedziczyła po Andim. Charlotte i Lukas byli spokojnymi dziećmi, ale nasza środkowa pociecha... Diabeł wcielony! Tak, jak przypuszczałam Wanki niedługo wrócił, ale nie spojrzał na mnie, tylko uniósł swój długi nos ku górze. Przewróciłam jedynie oczami.
No dobra, dobra... Nie potrafię się na ciebie gniewać – Powiedział.
Na mnie nikt nie potrafi się gniewać – Odparłam dumnie. Po dłuższej chwili razem z moją wesołą ferajną ruszyłam w kierunku Andiego, aby złożyć mu należyte gratulacje. Zamknął nas szczelnie w swoim uścisku, a ja zaśmiałam się pod nosem. Dla takich chwil warto żyć, zdecydowanie! Kątem oka dostrzegłam, jak Wanki z czułością gładzi brzuch Danieli. Nie minęła sekunda, a zjawił się obok nas z Matthiasem. Spojrzał znacząco na mojego męża, a on przejął ode mnie dzieci, które mocno się w niego wtuliły. Ten widok zawsze łapał mnie za serce... Podeszłam do Danieli, aby móc z nią spokojnie porozmawiać, ale nie było nam dane, bo wskazała dłonią na skocznię. Podążyłam wzrokiem w tamtym kierunku i parsknęłam głośnym śmiechem. Andi z Wankim i naszymi dziećmi zjeżdżali z buli na tyłkach krzycząc wniebogłosy. Dzieciaki piszczały, jak szalone, czemu trudno było się dziwić. To zdecydowanie było najlepsze zakończenie sezonu!

Pjongczang, 29.06.2023 r.

W czwartą rocznicę ślubu mój ukochany mąż zabrał mnie do Korei, tam gdzie to wszystko pomiędzy nami tak naprawdę się zaczęło. Nasze trzy największe szczęścia zostały pod opieką dziadków oraz państwa Wank. Trojaczki uwielbiały Matthiasa oraz małą kopię Danieli, Isabell, więc ze spokojem mogliśmy udać się w podróż.
Andi... – Jęknęłam zmęczona. – Daleko jeszcze?
Nie marudź żonczeko, już prawie jesteśmy na miejscu – Odparł tajemniczo. Wellinger i jego pomysły...
Znów mam na oczach tę opaskę, tak jak wtedy, kiedy mi się oświadczałeś... A o co ci chodzi tym razem? – Spytałam, a on westchnął z irytacją.
Jesteś bardzo niecierpliwa, Alexandro Wellinger – Wyszeptał. Prychnęłam jedynie i do końca naszej wycieczki nie odezwałam się ani słowem. – Jesteśmy – Oznajmił, gdy wreszcie się zatrzymaliśmy. Ściągnął mi opaskę z oczu, a mnie zatkało.
Belka? – Wychrypiałam. Faktycznie szliśmy pod górę, ale nie przyszłoby mi do głowy, że wpadnie na taki pomysł. – Och, Andreasie Wellingerze... – Uśmiechnęłam się zadziornie przygryzając dolną wargę.
Wiem, jak cię uszczęśliwić, żoneczko! Szczęśliwej czwartej rocznicy ślubu, kochanie – Powiedział całując mnie namiętnie. Odpowiedziałam mu tym samym, a po chwili wylądowałam na jego udach... Na belce, rzecz jasna. Kiedy wszedł we mnie krzyknęłam z rozkoszy. W tej kwestii nic się nie zmieniło. Pożądanie, które w nas było nie zmalało, pomimo upływającego czasu. I chwała za to! Doszliśmy w tym samym momencie, a ja spełniona mruknęłam w jego usta. Uśmiechnął się cwaniacko, po czym oboje doprowadziliśmy się do normalnego stanu i zeszliśmy z belki. Przed powrotem do hotelu urządziliśmy sobie długi spacer trzymając się za ręce. Nie mogłam uwierzyć w to, że od pamiętnych Igrzysk w 2018 roku minęło już pięć lat. Wtedy Andi zrozumiał, że mnie kocha... Przeszliśmy trudną drogę, pokonaliśmy przeszkody, które stanęły między nami, razem przezwyciężyliśmy wszystko. Doczekaliśmy się trójki dzieci, które były naszym oczkiem w głowie. Miłość, którą się obdarzyliśmy rosła w nas z każdym dniem. – Alex... – Odezwał się w pewnym momencie Andi, a ja spojrzałam na niego z powagą. – Wiesz... Wybranie osoby, z którą chcesz iść przez życie to jedna z najważniejszych decyzji, jakie się podejmuje w całym życiu. Gdy wybór jest zły życie staje się szare. Czasem tego nie widzisz, tylko budzisz się pewnego dnia z myślą, że zmarnowałeś tyle lat. – Mówił, a w moich oczach zaczęły pojawiać się łzy. Niech go szlag! – Twoja przyjaźń wniosła kolory do mojego życia, nawet w najmroczniejszych momentach i dziękuję ci za ten dar. Czasami człowiek nie widzi, że to co najwspanialsze jest tuż obok, pod nosem. Alex... Nieważne, jeśli będziemy od siebie oddaleni... Z kimkolwiek będziesz w danym momencie przebywała, cokolwiek będziesz robiła, wiedz, że... Zawsze będę cię autentycznie i całym sercem kochał. – Powiedział spoglądając w moje oczy. Zarzuciłam mu ramiona na szyję.
Andi... – Szepnęłam. – Ty i nasze dzieci jesteście tym, co najlepsze przytrafiło mi się w życiu. – Kocham cię... Na zawsze – Oznajmiłam opierając swoje czoło o jego.
Razem... My... Już na zawsze.

KONIEC.


***

Witam! 

Po raz ostatni już w tym opowiadaniu... Cóż ja mogę powiedzieć w tej chwili? Ciężko się rozstać z tą historią i tymi wariatami, ale... Koniec kiedyś musiał nastąpić :) Mam nadzieję, że epilog przypadnie Wam do gustu ^^

Bardzo chciałam Wam wszystkim podziękować za obecność tutaj, za komentowanie, wyrażanie swoich opinii, bycie tutaj ze mną, z Alex, Andim, Wankim i Danielą... :) To naprawdę wiele dla mnie znaczy i raz jeszcze dziękuję Wam z całego serca! ;* 

Było warto po prawie czterech latach powrócić do blogowego świata :) 

Nie rozstaję się z pisaniem, co to to nie! :D Teraz będę obecna tutaj: spojrzenie błękitu oraz spełniając marzenie, także teraz tam zachęcam Was do zostawiania swoich opinii :) 

Pozdrawiam ;* 

piątek, 1 czerwca 2018

Rozdział 20

Klingenthal, 03.10.2018 r.

Przerwa pomiędzy pierwszą a drugą serią ostatniego konkursu indywidualnego w cyklu Grand Prix 2018 dłużyła mi się niemiłosiernie. Na prowadzeniu po pierwszej rundzie, jak i w całej edycji był mój narzeczony. Byłam z niego niesamowicie dumna, bo czułam, że to dobry prognostyk przed zbliżającym się sezonem zimowym. Już nie mogłam doczekać się tych niepowtarzalnych emocji! Na drugim miejscu plasował się Wanki, z czego również bardzo się cieszyłam. Jego związek z Danielą kwitł. Andreas zasługiwał na to, jak mało kto!
Alex... – Szepnęła Daniela w pewnym momencie. – Muszę ci coś powiedzieć...
Stało się coś? – Zapytałam zmartwiona. Była strasznie blada oraz dziwnie podenerwowana, co zupełnie do niej nie pasowało.
Dużo się stało – Mruknęła pod nosem. – Przerwa i tak się przedłuża, więc może znajdziemy jakieś spokojniejsze miejsce?
Pokiwałam głową. Udałyśmy się do małej kawiarni znajdującej się blisko skoczni. Zamówiłam kawę i zdziwiona spojrzałam na swoją towarzyszkę, która poprosiła jedynie o sok. A przecież nie mogła żyć bez tej ciemnej, pobudzającej do życia cieczy!
Daniela, powiedz proszę co się stało, bo zaczynam się niepokoić – Powiedziałam, gdy kelnerka postawiła przed nami nasze zamówienia i odeszła.
Jestem w ciąży – Wyszeptała, a ja szeroko uchyliłam usta. – To trzeci miesiąc – Dodała spoglądając na mnie niepewnie. – Wanki jeszcze nie wie... To stało się tak szybko, tak nagle... Alex, jestem przerażona! Znamy się niecałe pół roku, a ja już... – Spuściła wzrok. Potrzebowałam kilku chwil, aby przyswoić sobie tę informację. Wanki będzie tatą?!
Daniela... – Położyłam dłoń na jej dłoni, aby dodać jej otuchy. – Zdaję sobie sprawę, że ta wiadomość tobą wstrząsnęła, wiem, że inaczej wyobrażałaś sobie to wszystko. Chcieliście do siebie dotrzeć i sprawić, aby sprawy toczyły się swoim rytmem, ale stało się... Jesteś w ciąży i nosisz w sobie owoc waszego uczucia – Powiedziałam, a ona w skupieniu pokiwała głową. – Ta malutka istotka na pewno na zawsze odmieni wasze życia, ale jestem przekonana, że na lepsze! Kochacie się z Wankim i teraz to jest najważniejsze. A nie to, ile czasu się znacie. Tak miało być. Wanki jest szalony, a gdy dowie się o tym, że zostanie tatą z pewnością oszaleje jeszcze bardziej – Zaśmiałam się, a ona po chwili dołączyła do mnie. – Ale jestem pewna, że wybuchnie gromką radością i zaopiekuje się wami jeszcze bardziej. Wiesz o tym, prawda?
Wiem – Odpowiedziała dotykając dłonią brzucha. – To chłopiec – Dodała po chwili, a ja uśmichnęłam się szeroko.
Gratuluję! – Pisnęłam przytulając ją mocno. Tak bardzo cieszyłam się ich szczęściem! – Idziemy na drugą serię? Po jej skończeniu musisz powiedzieć Wankowi...
Powiem... Lepszego momentu chyba nie będzie – Ozajmiła, a ja w pełni się z nią zgodziłam. Wanki będzie tatą! Nie mogę się doczekać, aż się dowie. To z pewnością będzie wielka chwila!

 –AAAAAAAA! – Wrzasnąłem, po czym spojrzałem na miłość mojego życia. – Co ty powiedziałaś mi przed chwilą?! – Spytałem woląc się upewnić, że się nie przesłyszałem.
Jestem w ciąży – Oznajmiła Daniela ze stoickim spokojem. – To trzeci miesiąc...
Będziemy rodzicami?! – Pisnąłem.
Tak, Wanki... Będziemy rodzicami – Powiedziała patrząc na mnie uważnie. – Boże... – W pewnym momencie ukryła twarz w dłoniach. – Nie cieszysz się, prawda?
Spojrzałem na nią kompletnie zdziwiony.
Daniela! Oczywiście, że się cieszę! Boże, tą wiadomością uczyniłaś mnie najszczęśliwszym facetem na ziemi! – Krzyknąłem, po czym zacząłem się z nią obracać wokół własnej osi. – Nie musisz się o nic martwić, wiesz o tym? Zajmę się wami, zaopiekuję. Będę najlepszym tatusiem na świecie. Stworzymy naszej kruszynce dom pełen miłości. Stworzymy piękną rodzinę – Zapewniłem ją będąc w pełni świadomy swoich słów. Łzy wzruszenia popłynęły po jej pięknej twarzy, a ja scałowałem je, jedna po drugiej. – Spełniłaś moje marzenia o lepszym życiu – Powiedziałem, a ona przytuliła się do mnie mocno.
To chłopiec. Będziemy mieli synka – Dodała wzruszona. Tego było dla mnie za wiele. Sam się popłakałem kładąc dłoń na jej brzuch. Pogładziłem go czule.
Tak bardzo cię kocham... – Wyszeptałem jej we włosy po czym pocałowałem ją w czoło. Ta kobieta przywróciła mi wiarę w lepsze jutro. Dzięki niej, tak naprawdę po raz pierwszy zasmakowałem miłości. Byłem szalony. Ona również, bo nie uciekła przede mną, przed moimi pomysłami. Nigdy nie przypuszczałem, że będę w stanie pokochać kogoś tak bardzo, jak ją... Daniela dała mi wszystko. Dała mi miłość, przywróciła wiarę, dała mi siebie. Dała mi syna... Czy w tym momencie mogłem pragnąć czegoś więcej...?

Ruhpolding, 29.06.2019 r.

 Stałam przed jednym z Kościółków w mojej rodzinnej miejscowości w olśniewającej białej sukni wsparta na ramieniu taty. Trochę się denerwowałam, ale wiedziałam, że nie mam czym. Przełknęłam głośno ślinę czekając na odpowiedni moment. Rozejrzałam się po otaczającej mnie okolicy. Lepszej pogody na ślub nie mogliśmy obie wymarzyć. Promienie słoneczne oświetlały szczyty gór, niebo było bezchmurne, lekki wiatr kołysał gałęziami drzew, nieopodal szumiała woda w strumyku. Spojrzałam na tatę, który dał mi znak. Wzięłam kilka głębokich wdechów, aby dodać sobie odwagi. Przed nami otworzyły się drzwi, a we mnie uderzył obraz wszystkich ludzi, którzy przyszli tutaj specjalnie na tę uroczystość. Nasze rodziny, przyjaciele, drużyna niemieckich skoczków. Cieszyłam się, że w tym ważnym dla nas dniu są tutaj. Idąc przez Kościół do ołtarza przez głowę przelatywały mi różne sceny z mojego życia. Te wesołe oraz smutne. Zdecydowanie większość z nich mogłam zaliczyć do udanych. Nim się spostrzegłam stałam już przy nim. Tata poklepał go przyjacielsko po ramieniu po czym usiadł na swoim miejscu. Nasi świadkowie, czyli Andreas i Daniela stali obok nas z szerokimi uśmiechami na twarzach. Mały, trzymiesięczny Matthias Wank spał spokojnie w ramionach babci. Andi chwycił mnie za rękę chcąc dodać mi otuchy. Mi jednak wystarczyła sama jego obecność... Ksiądz zaczął uroczystość, mówił bardzo pięknie oraz wzruszająco. Przy kazaniu uroniłam łzę, zresztą w oczach Andreasa kłębiło się ich mnóstwo. Nadszedł czas przysięgi.
Ja Andreas biorę sobie ciebie Alexandro za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
Ja Alexandra biorę sobie ciebie Andreasa za męża i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci – Powtórzyłam za Wellingerem słowa przysięgi małżeńskiej. Czułam się tak, jakbym unosiła się nad ziemią. Byłam spełniona. I cholernie szczęśliwa.

 Kiedy włożyłem jej na palec obrączkę podziękowałem Bogu za taki dar, którym mnie obdarzył. Nie byłem idealny, wiem o tym. Nie było łatwo, ale udało nam się. Droga, którą podążaliśmy od początku doprowadziła nas przed ołtarz, gdzie przed chwilą złożyliśmy przysięgę małżeńską, a teraz wymieniliśmy się obrączkami. Alex była całym moim światem, moją ostoją, wsparciem, bezpieczeństwem, szczęściem. Była moją miłością, nieoszlifowanym diamentem. Ma szczere oczy i szczery uśmiech. Kocham patrzeć na nią, gdy się uśmiecha. Jest wtedy taka wolna oraz beztroska. Chcę ją uszczęśliwiać, dawać jej to, co najlepsze. Chcę zasypiać i budzić się przy niej do końca moich dni. Bo Alex jest tą jedyną. Jest moim skarbem, którego nigdy nie dam nikomu skrzywdzić. W swoich ramionach będę ją chronił przed całym złem tego świata. Bo kocham ją nad życie. Alexandra Wellinger i Andreas Wellinger. Państwo Wellinger. My. Miłość, szczęście, rodzina. My. 


***

Witam!

Postanowiłam Wam zrobić prezent na Dzień Dziecka i opublikować ostatni już rozdział... :) Także został już tylko epilog... Ach, będzie ciężko się z nimi wszystkimi rozstać! 

Mam nadzieję, że powyższy rozdział przypadł Wam do gustu, bo mi pisało się go niezwykle przyjemnie :) 

Sesjo, zgiń.

Pozdrawiam ;*