Nerwowo zaciskałam kciuki
przed telewizorem obserwując zmagania swojego przyjaciela na
zawodach w Niżnym Tagile. Dziękowałam, że kolejne konkursy odbędą
się u nas, w Niemczech. Przynajmniej będę mogła kibicować na
żywo. Uwielbiałam tę atmosferę, gdzie tysiące kibiców gromadzą
się w jednym miejscu, krzyczą, dopingują, machają flagami,
wspierają swoich ulubieńców. To było niesamowite uczucie, jedyne
w swoim rodzaju, takie na które czeka się miesiącami. Pierwsza
seria konkursowa właśnie dobiegła końca, więc skorzystałam z
chwili przerwy i udałam się do kuchni, by zrobić sobie kawę.
Gorący napój zawsze działał cuda. Nastawiłam wodę i usiadłam
na parapecie. Oparłam głowę o zimną szybę zatracając się w
widoku delikatnie prószącego śniegu. Obserwowałam ludzi, którzy
próbowali się przed nim chronić wyciągając parasole,
przyspieszając kroku. Nie potrafiłam zrozumieć dlaczego. Gdy byłam
dzieckiem łapałam płatki białego puchu w ręce ciesząc się
jakbym złapała gwiazdkę z nieba. Uwielbiałam tę porę roku i w
tej kwestii nic się nie zmieniło. Kiedy czajnik dał znać, że
woda się zagotowała otrząsnęłam się z własnych myśli i
zrobiłam kawę. Z powrotem udałam się do salonu i usiadłam na
miękkiej kanapie. Po pierwszej serii na czele był mój przyjaciel i
miałam nadzieję, że tak pozostanie do końca. Wiedziałam, ile
znaczyłaby dla niego ta wygrana i wiedziałam, że da z siebie
wszystko, aby ją odnieść. Taki właśnie był Andreas. Uparty,
dążący do perfekcji, skupiony do granic możliwości na swojej
pasji, która jednocześnie była jego pracą. Kochał to, co robił.
Kochał być w powietrzu, czuć wolność, adrenalinę, przekraczać
wszelkie granice. A ja czerpałam radość z każdego jego skoku,
odczuwałam każdą jego emocję, znałam go tak jak nikt inny.
Poznaliśmy się trzy lata temu na zawodach. Jednak nie od razu
zaczęliśmy ze sobą rozmawiać. Dopiero po upływie czasu zdaliśmy
sobie sprawę, że nadajemy na tych samych falach. Zdarzało się, że
nasze rozmowy i spotkania przybierały formę flirtu, ale nie
dopuszczałam do siebie myśli, że mogę się w nim zakochać.
Niestety. Przypadkowy dotyk, gest, spojrzenie w oczy... To wszystko
sprawiło, że go pokochałam.
A nie powinnam. Powinnam zdawać sobie sprawę, że to uczucie nie przyniesie niczego dobrego, ale cóż mogłam poradzić? Serca nie da się oszukać. Z każdym dniem, z każdą chwilą zakochiwałam się w nim coraz bardziej, on skrupulatnie to we mnie rozbudzał. Zdawał sobie sprawę z tego, jak na mnie działa. Myślałam, że coś z tego będzie, ale się pomyliłam. Nie wiedziałam, co robić. Czy powiedzieć mu o tym, co czuję, czy zachować to w tajemnicy... Wygrała pierwsza opcja. Okazało się, że ja również nie jestem mu obojętna, ale to nie wystarczyło. Andreas musiał się wyszaleć, poznać smak życia. Ja cierpiałam. Cierpiałam, jak widziałam go z inną, cierpiałam, jak opowiadał o innych, ale byłam silna. Mimo tego, co mi powiedział traktował mnie tylko jak przyjaciółkę, a ja musiałam się z tym pogodzić. Nie chciałam go tracić, dlatego udawałam, że uczucie do niego całkowicie mi przeszło. Uwierzył mi. Taka była moja rola... Otrząsnęłam się ze swoich myśli i skupiłam uwagę na konkursie. Nim się spostrzegłam konkurs zaczął dobiegać końca. W końcu na belce startowej zasiadł Andi. Zacisnęłam kciuki i obserwowałam, jak sunie po rozbiegu, a potem wybija się z progu. Nienagannie ułożył sylwetkę w locie i szybował. Wylądował kończąc skok telemarkiem. Już wiedziałam, co to oznacza. I on też wiedział. Uśmiechnął się szeroko i ułożył ręce w geście triumfu. Odległość na 133.5 metra wystarczyła. Osiągnął upragnione zwycięstwo, a ja cieszyłam się razem z nim. Bo na tym to polega...
***
A nie powinnam. Powinnam zdawać sobie sprawę, że to uczucie nie przyniesie niczego dobrego, ale cóż mogłam poradzić? Serca nie da się oszukać. Z każdym dniem, z każdą chwilą zakochiwałam się w nim coraz bardziej, on skrupulatnie to we mnie rozbudzał. Zdawał sobie sprawę z tego, jak na mnie działa. Myślałam, że coś z tego będzie, ale się pomyliłam. Nie wiedziałam, co robić. Czy powiedzieć mu o tym, co czuję, czy zachować to w tajemnicy... Wygrała pierwsza opcja. Okazało się, że ja również nie jestem mu obojętna, ale to nie wystarczyło. Andreas musiał się wyszaleć, poznać smak życia. Ja cierpiałam. Cierpiałam, jak widziałam go z inną, cierpiałam, jak opowiadał o innych, ale byłam silna. Mimo tego, co mi powiedział traktował mnie tylko jak przyjaciółkę, a ja musiałam się z tym pogodzić. Nie chciałam go tracić, dlatego udawałam, że uczucie do niego całkowicie mi przeszło. Uwierzył mi. Taka była moja rola... Otrząsnęłam się ze swoich myśli i skupiłam uwagę na konkursie. Nim się spostrzegłam konkurs zaczął dobiegać końca. W końcu na belce startowej zasiadł Andi. Zacisnęłam kciuki i obserwowałam, jak sunie po rozbiegu, a potem wybija się z progu. Nienagannie ułożył sylwetkę w locie i szybował. Wylądował kończąc skok telemarkiem. Już wiedziałam, co to oznacza. I on też wiedział. Uśmiechnął się szeroko i ułożył ręce w geście triumfu. Odległość na 133.5 metra wystarczyła. Osiągnął upragnione zwycięstwo, a ja cieszyłam się razem z nim. Bo na tym to polega...
***
Witam ;*
Nie wiem, co mi z tego wyjdzie, ale będę się starać :D
Pozdrawiam ;*